Mick Doohan:
" Moje pierwsze wspomnienie z motocykla, to wtedy, kiedy byłem bardzo mały i jeździłem na nim po lesie. Moja matka zachęcała mnie do ścigania się, więc około rok później faktycznie zacząłem startować w zawodach. Najpierw ścigałem się na dirt tracku, później na motocyklach drogowych, a następnie dostałem propozycję startu w Japonii, w mistrzostwach świata Superbike. Wtedy zaprosiła mnie Yamaha. Wygrałem wtedy trzy z czterech wyścigów, w których wystartowałem, więc naturalnie zacząłem otrzymywać mnóstwo telefonów od zespołów z Mistrzostw Świata. To wszystko działo się bardzo szybko, a ja spędziłem resztę kariery w Mistrzostwach Świata. Trochę mi zajęło, zanim faktycznie zrozumiałem, że jestem w stanie konkurować z innymi zawodnikami, bo motocykl był bardzo trudny do opanowania i straciłem pewność siebie. Zacząłem mówić do siebie " Jestem w stanie pokonać tych gości! " i po kilku kontuzjach, które odniosłem, faktycznie tak się stało. Ale to nie była łatwa droga, bo chciałem mieć motocykl, który łatwo się będzie prowadzić. Myślę, że trzeba pozwolić inżynierom na to, żeby byli inżynierami i dać im możliwość zaprojektowania motocykla, tak jak oni chcą, bo tylko to może sprawić, że motocykl będzie bardzo dobry. Nasz motocykl był skonstruowany w bardzo prosty sposób, przez wiele lat tylko ulepszaliśmy w nim części, zamiast kombinować bez sensu. Dzięki temu byliśmy na topie przez wiele lat, a w tej chwili wydaje mi się, że Honda rozrosła się w zbyt duży zespół. Z tego powodu tylko Marquez jest w stanie jeździć tym motocyklem, natomiast inni ciężko walczą. Nigdy nie marzyłem o tym, że wygram w Mistrzostwach Świata aż 54 wyścigi. Marquez zrówna się ze mną liczbą zwycięstw, jeśli po raz następny wygra. Ale dla niego taka liczba nic nie znaczy. Jestem pewien, że za jakieś 5-10 lat, będę mieć trzy razy mniej zwycięstw od niego. W ubiegłym roku wiele się nauczył i myślę, że będzie to wykorzystywać przez kolejne lata."
Polub fanpage na Facebooku:
Źródło: motogp.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz